Miasto ze Spiżu wtorek, 23 grudnia 2014. Beyond the Wall – recenzja Obok spektakularnej piątej odsłony Dungeons & Dragons chyba dość niezauważenie

Czym jest dzwon? Co znaczy dzwon? dzwon po dźwięku rozpoznasz Wyraz dzwon posiada 41 definicji: 1. dzwon-po dźwięku rozpoznasz 2. dzwon-bije na trwogę 3. dzwon-dzwonienie 4. dzwon-dźwięczący kielich ze zdrowym sercem? 5. dzwon-instrument odlany z metalu, pusty w środku, o kształcie kielicha 6. dzwon-instrument z sercem 7. dzwon-kielich, któremu serce wisi 8. dzwon-mówi głosem serca 9. dzwon-zwon, kampany, metalowy instrument perkusyjny 10. dzwon-keson 11. dzwon-bije głośno przy kościele 12. dzwon-Bije na alarm 13. dzwon-Dzieło ludwisarza 14. dzwon-Na nabożeństwo wzywa 15. dzwon-Serce ma metalowe 16. dzwon-Serce po „Kamie” 17. dzwon-Wawelski Zygmunt 18. dzwon-Zderzenie 19. dzwon-Zderzenie się pojazdów 20. dzwon-Zygmunt na Wawelu 21. dzwon-Zygmuntowski – w katedrze na Wawelu 22. dzwon-wyrób ludwisarza 23. dzwon-spiżowy z sercem 24. dzwon-Komu bije 25. dzwon-bijący kielich 26. dzwon-ma serce ze spiżu 27. dzwon-ma zwisające serce 28. dzwon-"Zygmunt" z bijącym sercem 29. dzwon-"Komu bije …", Hemingwaya 30. dzwon-odlany ze spiżu 31. dzwon-spiżowy, z sercem 32. dzwon-potocznie o stłuczce 33. dzwon-element konstrukcyjny różnych urządzeń technicznych 34. dzwon-element zwykle kształtu cylindrycznego, zamknięty od góry, bez dna 35. dzwon-zanurzak, urządzenie odlewnicze w postaci klosza 36. dzwon-robi "bim-bam" 37. dzwon-sygnalizacyjne urządzenie dźwiękowe 38. dzwon-sygnaturka 39. dzwon-dźwięk wydawany przez dzwon 40. dzwon-element konstrukcyjny różnych urządzeń technicznych, zwykle kształtu cylindrycznego, zamknięty od góry, bez dna 41. dzwon-potocznie o stłuczce (niegroźnym wypadku samochodowym) Zobacz wszystkie definicje Zapisz się w historii świata :) dzwon Podaj poprawny adres email * pola obowiązkowe. Twoje imię/nick jako autora wyświetlone będzie przy definicji. Powiedz dzwon: Odmiany: dzwonom, dzwonami, dzwonach, dzwonu, dzwonowi, dzwonem, dzwonie, dzwony, dzwonów, Zobacz synonimy słowa dzwon Zobacz podział na sylaby słowa dzwon Zobacz hasła krzyżówkowe do słowa dzwon Zobacz anagramy i słowa z liter dzwon Cytaty ze słowem dzwon [...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP:[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: „Polska Święta Helena”, Dziennik Polski, 2000-11-14[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: Piotr Śliwiński: Dziki kąt, 2007[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: Hanna Kostyrko: Klechdy domowe, 1995[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: Adrian Czarnota: Uszy pękają!, Tygodnik Rybnicki, 2007-10-02[...] pojechałem na badanie geometrii moją Fabią, w rękach od nowości, totalnie bezwypadkowa. [...] miała już chyba 8 lat i około 90 tys. przebiegu wytłuczonego w krakowskich dziurach. I co się okazało? Dramat to pewnie za mocne słowo, ale gość zapytał mnie czy auto jest po dzwonie. Wszystko było rozjechane dość mocno., źródło: NKJP: Internet Delta Zulu Whiskey Oscar November Zapis słowa dzwon od tyłu nowzd Popularność wyrazu dzwon Inne słowa na literę d dyzunitka , dwukwiatowy , dwudziestoosobowy , dezolować , Długomirowie , depesz , dwurzędny , dwugarmond , dorywczy , dopłata , dezodorantowy , Dysan , daremszczyzna , dynowskość , dystrofizm , drożdżaki , dziwaczniejszy , Dyduchy , dżokejka , Dzbanice , Zobacz wszystkie słowa na literę d. Inne słowa alfabetycznie

Apr 7, 2020 - Francuskie wyrażenia ze słowem serce cœur. par cœur – na pamięćapprendre par cœur - nauczyć się na pamięćavoir le cœur sur la main – mieć serce na dłoni, być szczodrym, mieć dobre serceElle a le cœur sur la main. N' est- elle pas trop naive?Ona ma serce na dłoni. Czy ona nie jest zbyt naiwna?

O książce na temat Lecha Wałęsy z prezesem IPN Januszem Kurtyką rozmawia Andrzej Grajewski. fot. Jakub Szymczuk Dr hab. Janusz Kurtyka, historyk, autor wielu publikacji naukowych. Od grudnia 2005 r. prezes IPN, wcze-śniej dyrektor oddziału IPN w Krakowie. Działacz opozycji demokratycznej oraz NSZZ „Solidarność” Czym dla Pana jest prawda? – Odpowiem oczywiście jako historyk. Prawda jest to pisanie zgodnie z własnym sumieniem i dostępnymi źródłami, tak aby w sposób jak najbardziej pełny odtworzyć wydarzenia, ludzkie motywacje, a także wszystkie uwarunkowania procesu dziejowego oraz nie wprowadzać do badań elementów, o których wiemy, że nie są prawdziwe. Pana zdaniem, książka o Lechu Wałęsie spełnia te kryteria? – Moim zdaniem tak. Książka panów Cenckiewicza i Gontarczyka powstała w wyniku wieloletniej, gruntownej kwerendy, w której zostały wykorzystane wszystkie aktualnie dostępne dokumenty, które nie mają gryfu tajności. Myślę, że analiza źródłoznawcza tego materiału jest dobrze przeprowadzona. Chciałbym przypomnieć, że obaj historycy należą do ścisłej elity historyków, którzy świetnie orientują się w procedurach źródłoznawczych i mechanizmach funkcjonowania archiwów służb specjalnych. Czy możliwa jest inna interpretacja dokumentów zgromadzonych w książce? – W moim przekonaniu nie. Problem z tymi dokumentami nie polega na tym, jak je można interpretować, ale jaki jest ich stan zachowania. Dokumenty, które książka interpretuje, mają charakter źródeł zawierających prawdy proste. Są to materiały ewidencyjne – dzienniki korespondencyjne, kopia z dziennika rejestracyjnego i oryginalne karty ze Zintegrowanego Systemu Kartotek Operacyjnych, dokumenty o prostym przekazie informacyjnym. Których nie można fałszować po czasie? – Nie ma takich możliwości, gdyż ewidencja była prowadzona na bieżąco, a więc każdego dnia pod kolejnym numerem odnotowywane było każde zainteresowanie aparatu bezpieczeństwa. Następujące później zapisy uniemożliwiały stworzenie zapisu fikcyjnego. Zgoda. Ale jest to suchy zapis ewidencyjny, który nie przesądza o zawartości danego dokumentu. Informuje jedynie, że powstał on w określonym czasie i został zarejestrowany. Kłopot w tym, że najczęściej w sprawie Wałęsy nie mamy do czynienia z oryginalnymi dokumentami, lecz kserokopiami. – To prawda. Nie zachowały się oryginały najważniejsze, które składały się na teczkę pracy i teczkę pracy tajnego współpracownika. Wiemy jedynie, że takie materiały były, ale zostały wyprowadzone na przełomie lat 1989/1990 r. Były też inne dokumenty, w tym też notatka z rozmowy przeprowadzonej z Wałęsą w grudniu 1970 r., ale zaginęły po wypożyczeniu ich do Kancelarii Prezydenta w latach 90. Powiedzmy to więc wyraźnie, że wiedza autorów książki zbudowana jest przede wszystkim na materiale wtórnym, pochodzącym z tzw. teczek obiektowych, a więc spraw rozpracowania na przykład różnych środowisk, zakładów pracy bądź ludzi, do których włączane były materiały pochodzące od tajnych współpracowników, ale wyłącznie z użyciem ich pseudonimów, a nie nazwisk. Chodziło bowiem o ukrycie ich tożsamości przed innymi funkcjonariuszami bezpieki. – Dokładnie tak, ale trzeba jednocześnie dodać, że w materiałach ewidencyjnych, a więc rejestrach i dziennikach zawarta jest informacja identyfikująca nazwisko kryjące się za pseudonimem, który pojawia się w materiałach teczki obiektowej. Łączy bowiem nazwisko z numerem rejestracyjnym i pseudonimem. Istnieją też dwie notatki funkcjonariuszy gdańskiej SB z 1978 r. Jedna z nich jest opisem akt agenturalnych TW ps. „Bolek”. Oficer SB dokonał w niej identyfikacji, pisząc, że akta te dotyczą Lecha Wałęsy. Autentyczność tych dokumentów autorzy wykazali i potwierdzili. Na tej podstawie możemy ustalić, że tajny współpracownik występujący w tych materiałach pod pseudonimem „Bolek” to Lech Wałęsa. Ale jego oryginalna karta rejestracyjna także się nie zachowała. – Jeszcze w 1992 r. była zachowana w oryginale. Została usunięta z akt przekazanych prezydentowi Wałęsie w 1992 r. Zachowała się jedynie jej kopia oraz zapisy w ZSKO i kopia z dziennika rejestracyjnego. Oryginał akurat tej strony został wyrwany z dziennika w latach 90. Zachowały się także oryginały maszynopisowych doniesień, które archiwizowano w teczkach sprawy obiektowej krypt. „Jesień 70”. To są źródła wytworzone w latach 70. Z tego okresu zachowały się także źródła o charakterze analitycznym, pisane przez funkcjonariuszy bezpieki, którzy mieli dostęp do oryginalnych materiałów tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”. Dla nich fakt współpracy Wałęsy z SB był oczywistością. Podkreślam, że dokumenty te pochodzą z okresu, kiedy Wałęsa nie był ważną postacią w opozycji. Nie było więc żadnych powodów, aby bezpieka miała je fałszować. Po prostu traktowali te materiały jako jedne z wielu dokumentów wytworzonych w pracy operacyjnej w tym czasie. Zachowały się również dokumenty, także o charakterze ewidencyjnym i archiwalnym, dowodzące, że Lech Wałęsa w 1976 r. zerwał tę współpracę, a w 1978 r., kiedy próbowano ją ponownie nawiązać, zdecydowanie odmówił. Dla Sądu Lustracyjnego nie były to jednak dowody wiarygodne. Podkreślano przede wszystkim ich wtórny charakter. Czy można więc na tej podstawie ostatecznie przesądzić, że Wałęsa był w pierwszej połowie lat 70. tajnym współpracownikiem SB? – W moim przekonaniu można tak stwierdzić. Dodam, że książka, o której rozmawiamy, jest dziełem pracy historyków, a nie studium prawniczym. Ocena historyka, a ocena prawnika, który wydaje wyrok na podstawie odpowiednich przepisów i stosując określone procedury, to są często dwie całkiem różne rzeczywistości. Jednak historycy piszą „on był agentem”, a nie „wszystko wskazuje, że nim był”. – Na podstawie zgromadzonych dokumentów i bardzo rzetelnej ich analizy mają prawo tak twierdzić. Jednocześnie chciałem podkreślić, że w tej książce są także omawiane dokumenty z lat 80., z których wynika, że SB podjęła wówczas próbę stworzenia fikcyjnych dokumentów po to, aby przeszkodzić Lechowi Wałęsie w otrzymaniu Pokojowej Nagrody Nobla. Istotą tego planu fałszowania dokumentów było wykazanie fikcyjnego przedłużenia współpracy Wałęsy o kolejne kilka lat. Jednak nawet sporządzając takie plany fałszowania dokumentacji, dla bezpieki było oczywiste, że kiedyś ta współpraca rzeczywiście miała miejsce, a celem prowokacji i fałszerstwa było wykazanie, że ona trwała nadal. W tym miejscu trzeba jasno i kategorycznie powiedzieć, że na początku lat 80. Lech Wałęsa był autentycznym, suwerennym liderem wielkiego ruchu „Solidarności”. To nie powinno dla nikogo ulegać najmniejszej wątpliwości. Także w Sierpniu 80 r. jako przywódca strajku w Stoczni Gdańskiej był człowiekiem absolutnie wolnym i niezależnym. To także nie ulega wątpliwości. Jednocześnie w książce omówiona jest trzecia grupa dokumentów, wytworzonych przez Urząd Ochrony Państwa, kiedy te dokumenty wcześniejsze ponownie znalazły się w centrum uwagi służb i polityków, i zostały ściągnięte z Gdańska do Warszawy. Także dla oficerów UOP nie ulegało wątpliwości, jakiego rodzaju jest to dokumentacja. Jednak niektórzy historycy, jak np. prof. Andrzej Paczkowski, także wybitny znawca akt bezpieki, twierdzą, że w sytuacji, gdy mamy do czynienia z samymi kopiami, nie są w stanie ustalić, które z dokumentów wy-tworzonych w tej sprawie przez SB są fałszywe, a które nie. – Na tym polega różnica między historykiem, nawet wybitnym, który korzysta z archiwaliów głównie po to, aby odtworzyć dzieje jakiejś grupy konspiracyjnej, czy struktury, od historyka, który ma także unikatowe umiejętności właściwe archiwiście, niezwykle wnikliwej krytyki źródeł. To pozwala na sprawdzenie, czy jakieś zapiski bądź gryfy znajdujące się na dokumencie są autentyczne, wykazanie, z jaką komórką bezpieki należy je łączyć. Potrafią także odtworzyć obieg dokumentacji na podstawie rozmaitych adnotacji, na które historyk najczęściej w ogóle nie zwraca uwagi, skupiając się na zasadniczej informacji zawartej w danym dokumencie. Na tej podstawie twierdzą, że dokument z 1971 roku , w którym napisano, że Wałęsy nie udało się zwerbować, nie jest autentyczny i został podrzucony do tej dokumentacji w latach 90. – Tak, ponieważ nie spełnia on wszystkich zewnętrznych cech dokumentu, za który pragnie uchodzić. Są również zasadnicze wątpliwości co do jego treści. Zewnętrzna krytyka tego dokumentu prowadzi więc do wniosku, że nie jest on autentyczny. Przeczytałem uważnie ten wywód i muszę powiedzieć, że mnie on przekonał. Czy zachowały się jakieś oryginalne dokumenty w sprawie Lecha Wałęsy? – Tak, dokumenty, których nie znał Sąd Lustracyjny. Są to fragmenty jednego z donosów. Ale także niepisany ręką Wałęsy. – To prawda przez oficera, który je relacjonuje. Ale są to dokumenty oryginalne, które kierowano w formie kolejnych egzemplarzy do spraw operacyjnych SB. Prezydent Wałęsa wyraża żal, że autorzy książki nie próbowali z nim rozmawiać. – To nie jest prawda. We wrześniu ub. roku został wysłany list do Pana Prezydenta z prośbą o spotkanie na temat przygotowywanej książki. Nigdy nie otrzymali odpowiedzi. Jaką rolę w tej dokumentacji odgrywają mikrofilmy? – To są tzw. mikrofilmy Jerzego Frączkowskiego, byłego funkcjonariusza SB w Gdańsku, szefa Inspektoratu II, bardzo ważnej komórki bezpieki, której celem była inwigilacja elity opozycji. Frączkowski, odchodząc ze służby, zabrał szereg mikrofilmów z materiałami dotyczącymi nie tylko Lecha Wałęsy, ale także innych przywódców opozycji w Trójmieście. Frączkowski powiedział kilku osobom o tym, że ma te materiały i Urząd Ochrony Państwa dokonał u niego rewizji. Oficjalnym powodem była informacja, jakoby Frączkowski brał udział w nielegalnym handlu materiałami rozszczepialnymi. W trakcie rewizji w marcu 1993 r. mikrofilmy zostały odnalezione i natychmiast przekazane do centrali UOP, a stamtąd trafiły do prezydenta Wałęsy. Dalszy ich los jest nieznany. Mikrofilm nie był kopiowany? – Z różnych informacji wynika, że mikrofilmy, na które składało się ponad 2,5 tys. stron dokumentów, mogły być kopiowane. Można więc przypuszczać, że kserokopia tych dokumentów jest nadal w dyspozycji jakiejś grupy. Można więc domniemywać, że istnieją jeszcze jakieś dokumenty na temat Lecha Wałęsy, których autorzy książki nie znali? – Tak. Wiemy, że mikrofilmy były, wiemy kogo dotyczą, że zawierały ponad 2,5 tys. stron. Natomiast nie wiemy, jakie informacje znajdowały się w tych dokumentach. Znane są tylko dwa dokumenty, które skopiowano w UOP, zanim trafiły one do Kancelarii Prezydenta RP. One oczywiście w książce zostały wykorzystane. Jednocześnie chciałbym zwrócić uwagę, że autorzy korzystali ze źródeł z różnego okresu, pochodzących z różnych struktur bezpieki, a także wytworzonych przez prokuraturę i UOP. Co najważniejsze, wymowa tych wszystkich różnorodnych źródeł jest identyczna. Nazwisko Wałęsy od Sierpnia 80 r. było dla Polaków symbolicznym taranem, którym wspólnie uderzaliśmy w mury totalitarnego systemu, aż do zwycięstwa. To Wałęsa przez wiele lat skupiał polską energię do walki o wolność. Czy teraz mamy powiedzieć, że to wszystko nieprawda, że bezpieka rozwaliła ustrój, którego była głównym stróżem i orężem? – Oczywiście nie, przecież nikt nie twierdzi, że Wałęsa nie był bohaterem naszej historii. Są takie sugestie. – Absolutnie nieprawdziwe, zarówno wobec Wałęsy, jak i książki o nim, gdyż takiego twierdzenia nikt w niej nie znajdzie. Wymowa tej książki jest taka: pan prezydent Wałęsa miał ów epizod na początku lat 70., później zerwał współpracę, odrzucił w 1978 propozycję ponownego werbunku. Był autentycznym przywódcą w sierpniu 80 r., był autentycznym przywódcą „Solidarności”. Był wówczas niezwykle intensywnie rozpracowywany i zwalczany przez bezpiekę. Był rzeczywistym symbolem polskiego marszu do wolności. Jednocześnie musimy zrozumieć, że historia społeczna Polaków w okresie komunistycznej dyktatury jest dramatyczna. Zdarzały się sytuacje, że ten sam człowiek mógł mieć okres słabości, potrafił z tym zerwać, a później został bohaterem. Oba fragmenty życiorysu pana prezydenta są prawdziwe. Myślę, że w świetle książki Cenckiewicza i Gontarczyka biografia Wałęsy staje się jeszcze bardziej autentyczna. W wersji oficjalnej jest bowiem nierzeczywista i opatrzona wieloma znakami zapytania. Tymczasem chodzi o to, aby wyjaśnić, co jest niejasne, co zafałszowuje debatę publiczną, co jest używane w postaci plotek i insynuacji. Książka oczyszcza debatę publiczną, a także otwiera pole do dalszych badań. Daje szansę do podjęcia dyskusji z ustaleniami jej autorów. Kim dla Pana jest Lech Wałęsa? – Jest bohaterem Polaków, symbolem polskiego zwycięstwa nad komunizmem. Pomimo że podobno zdarzało mu się donosić na kolegów i brać za to pieniądze? – Tak, ponieważ jest to ciągle ta sama biografia. Dla mnie jest to przede wszystkim historia walki z własną słabością. W historii bardzo rzadko działają postacie jak spiżowe pomniki. Praktycznie takich postaci w ogóle w historii nie ma. To jest bardzo dramatyczna biografia, która może być symbolem części polskiego losu. Wałęsa w latach 80. był przywódcą Polaków, to nie ulega żadnej wątpliwości, niezależnie od tego, co działo się w pierwszej połowie lat 70. Nie zapomniałem także, że w 1989 r. byłem pełnomocnikiem komitetu wyborczego Lecha Wałęsy, a jego nazwisko i twarz były i pozostaną symbolem tamtego naszego zwycięstwa.
Ona ma trust issues bo za dużo w życiu przeszła Jak nauczyć kochać ją skoro ma serce ze szkła Ona chce odpuścić but I do not wanna lose her Patrzę się w jej oczy które jak nigdy są puste Ona ma trust issues bo za dużo w życiu przeszła Jak nauczyć kochać ją skoro ma serce ze szkła. Zwrotka 2
Środa, 27 lipca 2022 roku Pierwsze czytanie1. czytanie (Jr 15, 10. 16-21) Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza Biada mi, matko moja, że mnie urodziłaś, męża skargi i niezgody dla całego kraju. Nie pożyczam ani nie daję pożyczki, a wszyscy mi złorzeczą. Ilekroć otrzymywałem Twoje słowa, chłonąłem je, a Twoje słowo stawało się dla mnie rozkoszą i radością serca mego. Bo imię Twoje zostało wezwane nade mną, Panie, Boże Zastępów! Nigdy nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić; pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem. Dlaczego mój ból nie ma granic, a moja rana jest nieuleczalna, niemożliwa do uzdrowienia? Czy będziesz więc dla mnie jakby zwodniczym strumieniem, zwodniczą wodą? Dlatego tak mówi Pan: «Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz czynić to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami. Wtedy oni się zwrócą ku tobie, ty się jednak nie będziesz ku nim zwracał. Uczynię z ciebie dla tego narodu niezdobyty mur ze spiżu. Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo Ja jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić – mówi Pan. Wybawię cię z rąk złoczyńców i uwolnię cię z mocy gwałtowników». Oto słowo 13, 44-46 Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść: «Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją». Oto słowo Pańskie. Używamy plików cookies, aby serwis działał lepiej. Dowiedz się więcej, jak zarządzać plikami cookies. © 2004 - 2022 Parafia NSPJ w Bielsku-Białej
"Jesteś ze mną mamo, nie potrzeba więcej nic! Za dobroć, za serce, za czułe słowaTwe - mamo kocham Cię!" WSZYSTKIM NASZYM CUDOOOWNYM MAMOM DEDYKUJEMY Ponad czterometrową figurę Chrystusa odlano z Bismarcka. A ściślej rzecz biorąc ze spiżu, z którego wcześniej odlano posąg Żelaznego Kanclerza. Ważący około 1700 kilogramów Bismarck został – uchwałą rady miejskiej – przekazany komitetowi budowy pomnika i przetopiony w postać Chrystusa. Poznaniacy pozbyli się w ten sposób wspomnienia po opresyjnym pruskim zaborcy. Figurę Chrystusa przyozdobiło serce ze szczerego złota, ufundowane przez „katolickie matki miasta Poznania”. „Przybyły dorodne krakowianki” 30 października 1932 r. w centralnym punkcie Poznania zeszły się potężne tłumy. Uroczystemu nabożeństwu przewodniczył kardynał August Hlond. „Wspaniała dekoracja miasta. Zjazd delegacyj ze wszystkich stron Polski. Imponujący udział Legjonu Wielkopolskiego”– informował „Kurier Poznański”, pismo endecji, relacjonując moment odsłonięcia i poświęcenia pomnika Wdzięczności. Poznań. Uroczystość odsłonięcia pomnika Wdzięczności (ku czci serca Jezusowego), fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe – Niech ten pomnik będzie upomnieniem do jedności – apelował spod monumentu prymas Hlond. Uroczystość transmitowało Polskie Radio. „Na ulicach, bogato przystrojonych w sztandary o barwach narodowych i papieskich, zaroiło się od tłumów. Na dworcu poznańskim pociągi zwoziły przyjezdnych nawet z dalszych stron kraju; przybyły dorodne krakowianki w swych pięknych strojach. Pojedynczo i zbiorowo spieszyli na miejsca zbiórek sokoli, sokolice, powstańcy i hallerczycy (…)” – relacjonował „Kurier”. „(…) Zegar na Zamku wybił godzinę 1-szą, gdy osunęła się zasłona i ukazał się wiernym posąg Chrystusa. Uroczystą tę chwilę obwieściły szerokim rzeszom fanfary i odgłos kotłów. Kompanja honorowa 58 (pułku piechoty – red.) prezentuje broń. Równocześnie rozlegają się salwy baterji armat, ustawionych za pomnikiem. Oczom zgromadzonych ukazała się nadnaturalnej wielkości statua Chrystusa ze spuszczonymi w dół oczyma i wzniesionemi ramionami (…)”. Figura Chrystusa pomnika Wdzięczności (ku czci Najświętszego Serca Jezusowego), fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Magistrat zwlekał Pomysł padł dwanaście lat wcześniej na Zjeździe Katolickim w Poznaniu. Przyjęto, że w centrum miasta stanie „wotum wdzięczności” za odzyskaną przez Polskę niepodległość. Zbudowany ze składek społecznych pomnik miał zostać posadowiony między byłym zamkiem cesarskim a aulą uniwersytetu, w miejscu, w którym do kwietnia 1919 r. znajdował się pomnik Bismarcka, zburzony po zwycięskim powstaniu. Na czele społecznego komitetu stanął poseł Kazimierz Brownsford, działacz katolicki. Ale zapału komitetu nie podchwyciły ówczesne władze Poznania. „(…) Magistrat zwlekał długie lata z zatwierdzeniem tego miejsca, proponując inne rozwiązania architektoniczne i inną lokalizację” – wspominał Zbigniew Zakrzewski („Ulicami mojego Poznania”). W 1927 r. komitet społeczny rozpisał ogólnopolski konkurs na monument. Zaznaczono, że w konkursie mogą wystartować jedynie artyści wyznania katolickiego. Po burzliwej dyskusji za zwycięski spośród 44 propozycji uznano projekt artystów Józefa Różyńskiego i Józefa Starzyńskiego z Lwowa. Organizatorzy konkursu nie byli jednak zadowoleni: w większości projektów powtarzał się schemat z wykorzystaniem strzelistej kolumny, zwieńczonej figurą Chrystusa. Detale pomnika Wdzięczności (ku czci Najświętszego Serca Jezusowego), fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe W zestawieniu z wieżą zamkową „wyglądałaby ona tak, jak (…) zapałka obok szklanki wody” – krytykował architekt Lucjan Michałowski. To on – członek Wydziału Technicznego Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, znany wówczas z projektu pomnika Powstańców Wielkopolskich w Gostyniu – zaproponował wtedy wysoki łuk triumfalny z figurą Zbawiciela w centralnym punkcie. Okazało się, że idealnie trafił w gusta członków komitetu. Tym bardziej, że pomnik miał być monumentalny – łuk triumfalny zaprojektowano na 12 metrów wysokości i 22 metry szerokości. Na szczycie łuku z dolomitu zaprojektowano napis „Sacratissimi Cordi Polonia Restituta” (łac. Najświętsze Serce Polski Odrodzonej). „Idea chybiona” Władysław Czarnecki, międzywojenny architekt miejski, kręcił nosem: – Pomnik jest źle ustawiony i przeskalowany. „Największą wadą tego pomnika była jego źle uchwycona skala i przypadkowe ustawienie, z boku przy głównej arterii. Łuk jako brama triumfalna nie zamykał żadnej perspektywy i donikąd nie prowadził. Idea zatem chybiona – forma niezgodna z treścią i przeznaczeniem” – komentował Czarnecki w swoich wspomnieniach. To od Czarneckiego wiemy, że kiedy przed PeWuKą rzucono myśl budowy pomnika w tej formie i w tym miejscu, prezydent Ratajski zaproponował inną formę wdzięczności za niepodległość – budowę bazyliki – wotum z budżetu miasta na rozwidleniu Wałów przed dyrekcją kolejową, na skwerze po dawnym cmentarzu (dziś okolice skrzyżowania Towarowej i alei Niepodległości). Ale kuria i komitet budowy pomnika propozycję odrzuciły. Podobnie zresztą, jak pomysł zbudowania nowej świątyni Wdzięczności na miejscu kościoła św. Marcina. Pomnik Wdzięczności (ku czci Najświętszego Serca Jezusowego), fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Na odwrocie husarz Prace budowlane nad pomnikiem ruszyły w 1930 r. Autorem figury Chrystusa był Marcin Rożek. Jego dzieło wzbudziło jednak wiele kontrowersji. „Nieszczęśliwy był pomysł dania Chrystusowi obciętych włosów. (…) Układ szaty (…) za regularny. Ma się wrażenie, że fałdy te zostały plisowane u Kałamajskiego. (…) Prawa noga stanowczo zbyt mocno została naprzód wysunięta (…), mógłby jeszcze ktoś powiedzieć, że figura ucieka” – tak oceniał jedną z wersji figury Chrystusa dla pomnika Wdzięczności „Nowy Kurier” w grudniu 1931 r. Rożek zaprojektował również dwa medaliony, znajdujące się w bocznych przęsłach. Na jednym artysta przedstawił papieża Piusa XI, na drugim – prymasa Polski Edmunda Dalbora, pierwszego protektora budowy pomnika. Północną stronę pomnika (niewidoczną od strony placu) przyozdabiały płaskorzeźby Kazimiery Pajzderskiej: rycerz w husarskiej zbroi i żołnierz w polowym mundurze i hełmie, trzymający karabin. W środkowej wnęce łuku znajdowała się alegoryczna płaskorzeźba trzech stanów ówczesnej Polski: inteligencji, włościan i rzemieślników–robotników. Do pomnika prowadziły przez plac trzy promieniście poprowadzone chodniki. Kosztował ponad 829 tys. zł, zebranych ze składek społeczeństwa. Płaskorzeźba pomnika Wdzięczności (ku czci Najświętszego Serca Jezusowego), fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Zostały dwa palce Pomnik przy alei Marszałka Piłsudskiego szybko stał się centrum życia publicznego międzywojennego Poznania: maszerowało przed nim wojsko w Święto Niepodległości, defilowali poznaniacy podczas uroczystości religijnych i patriotycznych. Maria Rataj (Marianna Rudowicz) w swojej autobiograficznej powieści „Grzeszne miasto” napisała jednak, że monumentalny pomnik nie cieszył się przychylną opinią wśród najbiedniejszych poznaniaków. Jako przykład podała legendę o bezrobotnym, który miał się powiesić na figurze Chrystusa. Legendę, bo autorka pomyliła fakty: plotkę z autentycznym samobójstwem, popełnionym przez bezrobotnego na tzw. złotym krzyżu przy moście Chwaliszewskim. Łuk triumfalny ze szczerozłotym sercem Chrystusa miał jednak krótką historię. Już we wrześniu 1939 roku niemieccy okupanci zburzyli pomnik. Zdawali sobie sprawę, jak wielkie znaczenie ma on dla ducha i morale Polaków. Figura Chrystusa została ponownie przetopiona. Polskim robotnikom udało się jednak ocalić od zniszczenia dwa palce spiżowego Chrystusa (można je dziś zobaczyć w Muzeum Archidiecezjalnym na Ostrowie Tumskim). Wiosną 1981 r. w miejscu dawnego pomnika Wdzięczności stanęły Krzyże – pomnik Poznańskiego Czerwca 1956. Wykorzystano informacje z „Kroniki Miasta Poznania” nr 2 z 2001 r. Piotr Bojarski – pisarz i publicysta, autor „1956. Przebudzeni” i „Fiedler. Głód świata” Ciekawe Ciekawe 0 Świetne Świetne 0 Smutne Smutne 0 Komiczne Komiczne 0 Oburzające Oburzające 0 Dziwne Dziwne 0 Tłumaczenia w kontekście hasła "serce ze złota" z polskiego na hiszpański od Reverso Context: Tak, jestem przestępcą, ale takim, co ma serce ze złota. Karol Gruszka Rodzina Felczyńskich to od pokoleń ludwisarze, co najpiękniejsze dusze przekuwają w dzwony. Bogumiła i Zbigniew - spadkobiercy sławnego rodu, tworzą spiżowe dzieła sztuki w Taciszowie pod Gliwicami. Początki firmy Felczyńskich sięgają roku 1808, kiedy to Michał Felczyński założył w Kałuszu niedaleko Lwowa wielką ludwisarnię. Jego syn, również Michał, kontynuował pracę ojca, podobnie jak jego syn Franciszek. Nie dziwi, że i synowie Franciszka - Ludwik, Michał, Kajetan i Jan - także zostali ludwisarzami. Syn Jana, Tadeusz, jako najzdolniejszy odlewnik, podjął się zadania założenia i uruchomienia pierwszej na Górnym Śląsku ludwisarni Felczyńskich. Pod tym właśnie historycznym szyldem syn jego, Zbigniew, wnuk Jana, kontynuuje pracę ojca w w swej firmie pod Gliwicami dzwony, które są znane i podziwiane w kraju i zagranicą. - Technologia, jaką stosujemy, jest renesansowa. Tak samo jak nasze dzwony, wykonany był dzwon Zygmunta - wyjaśnia Zbigniew Felczyński, przyznając, że współczesne dzwony różnią się od tych sprzed 200 lat tylko składem metalu. - Odlewamy je ze spiżu - to specjalny stop właściwy dzwonom. Mamy jednak współczesny osprzęt do obróbki, urządzenia elektryczne, które ułatwiają nam pracę - tłumaczy Felczyński. Tajemnica dźwięku dzwonów z Taciszowa spoczywa podobno w kształcie ich "żebra" - przekonują Felczyńscy. Ten piękny instrument muzyczny kryje w sobie aż 50 różnych tonów, przy czym charakterystyczne tony poboczne dźwięczą od prymy w interwałach oktawy dolnej, oktawy górnej, tercji i kwinty. Wyzwaniem dla ludwisarza jest to, aby w zestawie dzwonów słychać było tę samą harmonię, którą daje nam dźwięk dzwonu pojedynczego. Ton podstawowy określa mistrz-ludwisarz już w formie dzwonu. Podczas odlewu dzwonu, płynny spiż rozgrzany do 1200 st. C wpływa do formy i tak rodzi się dzwon. Zbigniew Felczyński, jako przedstawiciel siódmego pokolenia ludwisarzy, tajemnicę tworzenia dzwonów opanował do perfekcji. - Robimy tak jak nasi poprzednicy, ale nie zakopujemy np. dzwonów do bagna na rok - wyjaśnia. Jeden ze słynniejszych dzwonów, który opuścił jego pracownię w Taciszowie nosił nazwę "Serce Łodzi". Od ponad roku dzwoni w łódzkiej katedrze. To jeden z 2000 dzwonów, które narodziły się w pracowni Felczyńskich. Praca w odlewni dzwonów nie jest łatwa. - Jesteśmy skazani na tworzenie dzwonów przy każdej pogodzie - dodaje Bogumiła Felczyńska, żona pana Zbigniewa. - Pracuje się tu w bardzo trudnych warunkach. W upale, mrozie... Nie możemy latem zainstalować klimatyzacji, bo nie wytrzymałaby zapylenia, a w mrozie uszczelnić, bo nie mielibyśmy czym oddychać - wyjaśnia Bogumiła Felczyńska. Dokładnej liczby dzwonów wykonanych w całej historii firmy, nikt nie jest w stanie policzyć Szacuje się, że odlewnie w Kałuszu i Przemyślu wykonały ponad dzwonów. W tym ponad 200 dzwonów poświęconych przez papieża Jana Pawła II, największy dzwon wykonany w Polsce – Józef , waga 11600 kg, dzwony dla papieża Piusa XI, pamiątkowe dzwony na Dar Pomorza i S/Y Przemyśl, dzwony na cmentarze w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Za ojczyznę dzwonów uważa się Azję. Najstarszy zachowany do dziś instrument pochodzi z IX w. Jest to nieduży dzwonek z brązu, odkopany w pobliżu Babilonu. W Europie dzwony były wzmiankowane już w starożytności – piszą o nich Plutarch, Pliniusz i czasie pontyfikatu papieża Jana XIII, ok. roku 968, wprowadzono zwyczaj nadawania dzwonom imion. Do Polski dzwony przywędrowały razem z chrześcijaństwem. W XI w. musiało być ich już wiele, skoro czeski kronikarz Kosmas pisze: „…Na końcu więcej niż na stu wozach wieźli olbrzymie dzwony i wszystek skarb Polski, za nimi postępował niezliczony tłum znakomitych mężów, z rękami skrępowanymi żelaznymi pętami…” (cyt. dot. najazdu Brzetysława I na Polskę w roku 1039). Jest to najstarsza wzmianka o dzwonach na ziemiach polskich. Najstarszy zachowany dzwon w Polsce znajduje się w Katedrze na Wawelu. W literaturze zwany jest jako Nowak lub Herman, ufundowany około 1271 roku i wisi w Wieży Srebrnych Dzwonów. Drugim jest dzwon Piotr z 1314 roku w kościele oo. Dominikanów w Sandomierzu św. Jakuba. Trzecim w kolejności najstarszym jest dzwon z 1318 roku, nazywany Dzwonem Poranka, Południa i Wieczoru lub Dzwonem Przedbora w Bazylice Świętych Apostołów Piotra i Pawła w to: uszkodzony Urban z Biecza, odlany w 1382 r., dzwon z Gruszowa, dzwon ze Staniątek, dzwon św. Wawrzyńca z kościoła NMP w Toruniu z 1386 r oraz dzwon Jan z 1389 roku w kościele oo. Dominikanów w Sandomierzu św. Jakuba. Najsłynniejszym polskim dzwonem jest Dzwon Zygmunta, znajdujący się w katedrze wawelskiej, natomiast największym – Dzwon Maryja Bogurodzica z Bazyliki Matki Boskiej Licheńskiej w Licheniu. Jedyne w Polsce Muzeum Dzwonów znajduje się w Przemyślu. W swojej kolekcji posiada cenne dzwony galicyjskie, gdańskie i toruńskie. Oprócz dzwonów kościelnych można tam też zobaczyć dzwony sygnalizacyjne, zegarowe i okrętowe. Większość kolekcji stanowią dzwony wytworzone w słynnych przemyskich ludwisarniach rodziny Maria Zawała Tłumaczenia w kontekście hasła "serce małego" z polskiego na angielski od Reverso Context: Ponieważ moje serce jest tak niewinne, jak serce małego chłopca. Jedne małe, często maleńkie, inne ogromne i ciężkie. Ich dźwięk, wygrywana nimi muzyka jest rozpoznawana przez każdego. Nawet przez tych, którzy nie posiadają słuchu muzycznego, a z wiedzą na temat instrumentów są na bakier. Bo jest coś co towarzyszy człowiekowi w zasadzie od urodzenia aż do śmierci. To dzwonek i jego dźwięk. Sięgam na półkę po kolejną książkę. Tym razem zawartość jej odrobinę nietypowa, choć bogactwem swym może obdzielić wiele innych razem wziętych. Na pewno jest szalenie ,,dźwięczna”, kolorowa i pasjonująca. Posłuchać z niej możemy głosów dzwonków, oraz udać się za ich dźwiękami w niezapomniane podróże Autora, Pana Lecha Jerzego Pileckiego, ogromnego pasjonata, kolekcjonera i podróżnika. Z niesamowitą lekkością zabiera nas w najodleglejsze krańce świata, a wszędzie tam towarzyszy nam dźwięk dzwonków oraz intrygujące historie z nimi związane. ,,Podróże z dzwonkami” to lektura dla każdego. Interesującego się podróżami, historią, fotografią, kulturą. A wszystko to przyprawione humorem, wiedzą, spostrzegawczością i mnóstwem ciekawostek, przygód, wydarzeń, oraz osobistych refleksji. Autor posiada największy zbiór dzwonków na świecie, liczący dziś już ponad sześć tysięcy eksponatów, zwiedził ponad 140 krajów. Pozwolę sobie przytoczyć kilka zdań ze wstępu powyższej książki: ,,Na regałach mojego zbioru stoją dzwonki i dzwony wykonane z mosiądzu, brązu, miedzi, żeliwa, stali, srebra, złota, drewna, porcelany, fajansu, szkła, kryształu, terakoty i ciasta chlebowego. Jednym słowem ze wszystkich możliwych materiałów, z których można zrobić dzwonki wydające dźwięki. Zróżnicowana ich forma bardzo często określa ich zastosowanie. Są więc dzwonki używane do celów religijnych, rytualnych, dzwonki biurowe i hotelowe, kolejowe, strażackie, okrętowe, a także przeznaczone dla zwierząt domowych. Istnieją też takie, które są wykorzystywane jako instrumenty muzyczne albo dzwonki figuralne pokazujące historię stroju kobiet i mężczyzn minionych epok i kultur”. W dzisiejszych czasach, w codziennym gwarze, ulicznym hałasie najczęściej nie zwracamy uwagi na różnorakie dźwięki, które nas otaczają, dotykają… w tym i odgłos dzwonów jakby ginął przykryty innym brzmieniem, innym tonem. Może w mniejszych aglomeracjach, wioskach, osiedlach, dźwięk dzwonów jest mocniej zauważany i rozpoznawany. W nieodległych przecież jeszcze czasach, dzwony i ich dźwięk odgrywały ważne znaczenie i miały ustalone miejsca. W naszym kraju, przez dziesiątki lat, popularne były małe dzwonki loretańskie. Często na równi traktowane obok ziół, święconej wody, gromnicy. Gdy zbliżała się burza, domownik z dzwonkiem obiegał zabudowania by nie uderzył piorun, a wiatr nie dokonał zniszczeń. W południowej Polsce, wierzono, że klęski burz i gradu sprowadzają postacie z wierzeń słowiańskich, demoniczne istoty uosabiające zjawiska atmosferyczne – chmurnicy, obłoczniki. Przez lata dowodzono, że panicznie boją się głosu dzwonów, że ich dźwięk wyznacza święty krąg, którego bały się przekroczyć złe moce. Nieliczne już, ale w dalszym ciągu spotykane są ,,dzwonki konających”. Rozlegające się w przeszłości w momencie czyjejś śmierci lub w przypadku, kiedy ktoś długo zmagał się z przejściem do wiecznej krainy. Na głos dzwonka przechodnie odmawiali modlitwę Anioł Pański, prosząc o szybką śmierć dla umierającego. Dźwięk dzwonów kościelnych był znakiem rozpoczęcia określonych uroczystości lub innych zdarzeń. Dzwony informowały o zbliżających się nawałnicach, ostrzegały przed pożarem, rozpoczynały obrzędy pogrzebowe. Niemiecki poeta Friedrich Schiller swój wiersz ,,Pieśń o dzwonie” zaczyna takimi słowami: ,,Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango” co znaczy: ,,Żywych wzywam, zmarłych opłakuję, pioruny łamię”. W tych krótkich zwrotach zawarta została cała tajemnica ukryta w dźwięku dzwonu. W podróży za ich brzmieniem zapraszam na kilka chwil do mojego rodzinnego Tarnowa, przywołując słowa Jana Bielatowicza w opowiadaniu pt. ,,Książeczka”, który o swoim ukochanym mieście pisał takie słowa: ,,Zejdźmy z ruin zamku tarnowskiego i z kopca dum historycznych, aby się zbliżyć do żywego miasta. Jeśli właśnie z gwizdem nie pędzi na Lwów pociąg, z Zabłocia da się zapewne słyszeć sygnaturka znad bramy cmentarnej, niemal nieprzerwanie od rana do wieczora krzycząca dyszkantem i rwąca się niecierpliwie z wieży ku miastu: ,,Pójdź do mnie! Pójdź do mnie! Pójdź do mnie!” Dzwony tarnowskie nie zachwalały targów na cytryny i pomarańcze, kotły i patelnie, nie wypominały sobie też nawzajem groszaków i srebrników. Dęły natomiast z powodu swego wieku oraz rodzaju i masy ludzi, jakich zwoływały. Wielki dzwon katedralny omal nie pękł z dumy, gdy powtarzał do znudzenia: ,,Tu tłum! Tu tłum! Tu tłum!”. Mały dzwonek co rana świergotał na prymarię: ,,Idzie dzień! Idzie dzień!” Misjonarze z dołu odpowiadali katedrze: ,,Ludu huk! Ludu huk!”, a na nieszpory wzywała stamtąd wielotonowa kotłowanina spiżów: ,,Komu tu biję, komu gram? Wam, wam, wam!” Filipini szczycili się czym innym: ,,Wiele dam! Wiele dam!” Zaś Bernardyni przypominali swą starożytność: ,,U tych bram wieki trwam!” Natomiast dzwony drewnianych i staroświeckich kościółków Świętej Trójcy i Matki Boskiej Szkaplerznej po prostu wzywały gorliwie: ,,Czy święto, czy nie, módlcie się! Módlcie się!” Za czym kaplice Urszulanek, Józefitek, Serafitek, Służebniczek, Albertynek, Seminarium Duchownego i Oratorium Szkolnego na swój domowy użytek gadały, jak ptactwo o wiosennym świcie, swoje wiolinowe paciorki. A ponad nimi wszystkimi kapelmistrz nieomylny – zegar katedralny, to na wschód, to na zachód wyciągał batutę małej wskazówki, pilnując rytmu i podawał tony pierwszym głosem w kwadransach, a drugim w godzinach. Oprócz rzemieślniczych i kupieckich zawołań słychać było w mieście turkot fiakrów, dzwonki rowerów, rzadko huk zabłąkanego samochodu, zgrzyt tramwaju i szum wiatru, dmącego w Tarnów zwykle z zachodu. A gdy dzwonek kościelnego oznajmił, że za nim idzie ksiądz z Panem Bogiem, nastawała cisza, i wszyscy, choćby im nawet niesporo było klękać, milkli i obnażali głowy”. Proza Jana Bielatowicza była pogodna, rozpromieniona, pełna humoru, prawdziwie wakacyjna, ale również nie pozbawiona głębszych myśli nad utraconym szczęściem, domem, ziemią rodzinną, młodością, i wreszcie nad człowiekiem… czas wojny, tułaczka, internowanie, ucieczka z kraju… do końca nie pogodzony z losem, który oddalił go od ojczyzny… I znamienne, że zapamiętany odgłos dzwonów lat młodości… Dzwonki na załączonych obrazach to skrawek maleńkiej i mojej kolekcji. To piękności skrywające w sobie niespotykane dźwięki, odmienne głosy… wygrywające swoją, jedyną w swoim rodzaju muzykę… Każdy, nawet najmniejszy, to osobne dzieło sztuki, i każdy posiada swoje własne serce. Spoglądam często na nie, zastanawiam się jaką skrywają historię, w czyich dłoniach wygrywały melodie… jakie reakcje wyzwalały swoim brzmieniem… Bo czyż nie podobnie bywało z dzwonkiem szkolnym, który oznajmiał przerwy ale i zajęcia szkolne, nie zawsze te ulubione i wyczekiwane Dzwonki – małe lub większe… w średniowieczu biły podczas egzekucji, skazańcom wieszano na szyi, biły na trwogę podczas pożarów, głosiły śmierć lub narodziny władców, występowały na szatach dostojników kościelnych i czapkach błaznów, odmierzały czas, uciszały sale parlamentarne lub sądowe, wzywały służbę domową, informowały o różnorakich zajęciach, … dryń, dryń – tramwajowy budził o świcie, rytmicznie rozbrzmiewają janczary w końskich uprzężach, pasterskie słyszalne z daleka na turystycznych szlakach… tak bardzo znane to brzmienia… nawet malutkie rowerowe, które od niedawna przeżywają prawdziwy renesans – w fasonach, kolorach, stylistyce oraz samym dźwięku… bo nic tak nie ostrzega jak dzwonek właśnie, szczególnie kiedy ciemność lub mgła… Na zakończenie powrócę i raz jeszcze przywołam słowa Autora ,,Podróży z dzwonkami”, Pana Lecha Jerzego Pileckiego: ,,Marzę o tym, aby Ci, którzy przeczytają moje krótkie opowieści, doszli do podobnego jak ja wniosku: kto ma kolekcjonerską pasję, ten otrzymał od Boga drugie życie. Ja w tym drugim, kolekcjonerskim, pozazawodowym życiu, ciągle tropiąc dzwonki, poznałem świat nieprzebranego bogactwa dźwięków, kolorów, form, obyczajów, religii i ludzkich kultur. I nadal coś mnie gna…” Kiedy rozbrzmiewa dźwięk dzwonów, nie sposób by przejść obojętnie… tak jak dziś, ,,Na skraju kraju”… w Gdańsku… i całej Ojczyźnie… Bo przecież u człowieka serce nie ze spiżu a kruche jak opłatek wigilijny… Od urodzenia aż do śmierci… t0Fak.
  • bmjkwz87wn.pages.dev/298
  • bmjkwz87wn.pages.dev/54
  • bmjkwz87wn.pages.dev/23
  • bmjkwz87wn.pages.dev/60
  • bmjkwz87wn.pages.dev/348
  • bmjkwz87wn.pages.dev/238
  • bmjkwz87wn.pages.dev/220
  • bmjkwz87wn.pages.dev/241
  • bmjkwz87wn.pages.dev/307
  • ma serce ze spiżu