To już jest koniec ( ang. This Is the End) – amerykańska komedia z 2013 roku, debiut reżyserski Setha Rogena, nakręcony wspólnie z Evanem Goldbergiem. W filmie Seth Rogen, Jay Baruchel, James Franco, Jonah Hill, Danny McBride oraz Craig Robinson grają fikcyjne wersje samych siebie. W wielu mniejszych rolach typu cameo pojawiają się
To już jest koniec - tekst piosenki To już jest koniec, nie ma już nic, Jesteśmy wolni, możemy iść To już jest koniec, możemy iść, Jesteśmy wolni, bo nie ma już nic /2x Robaczek w swej dziurce jak docent za biurkiem, I pszczółka na kwiatkach jak kontrol w tramwajach, Tak dłubie i gmera napisze, wymyśli, Obejdzie wokoło, zabrudzi, wyczyści, I krzaczek przy drodze i brat przy maszynie, Jak noga w skarpecie sprzedawca w kantynie, Kamyczek na polu i strażnik na straży, Lodówka wciąż ziębi, kuchenka wciąż parzy, A po co, a po co tak dłubie i dłubie, A za co, a za co tak myśli i skubie, I tak się przykłada i mówi z ekranu, I bredzi latami wieczorem i ranooo... Ref. To już jest koniec (to jest już koniec), Nie ma już nic (nie ma już nic), Jesteśmy wolni (jesteśmy wolni), Możemy iść (możemy iść). To już jest koniec (to jest już koniec), Możemy iść (możemy iść), Jesteśmy wolni (jesteśmy wolni), Bo nie ma już nic (bo nie ma już nic). Nie ma już nic, nic, nic, nic. Pobrano z Wszelkie prawa do tekstów piosenek umieszczonych na stronach portalu przysługują ich autorom. Są one umieszczone w celach edukacyjnych oraz służą wyłącznie do użytku prywatnego. Jeśli autor nie życzy sobie publikacji utworu prosimy o kontakt, a tekst zostanie usunięty.
Że to koniec już, Cleo: Nie chcę, by pękła nić Dlaczego twoim zdaniem tak ma właśnie być, No popatrz, jesteś idealny dla mnie jak nikt, Wiesz mi (ohhh ohhh) Proszę cię ostatni raz, przez łzy. Deuce: Przykro mi ale muszę iść, Wybacz to koniec, Wybacz to koniec, Wybacz to koniec. Cleo: Gasisz nasz płomień. Deuce:
"To już jest koniec, nie ma już nic". Koniec? Wszelkich marzeń, a nawet złudzeń o podboju afrykańskiego kontynentu. Przed eliminacjami z pewnością wielu zadowolonych było z wyników losowania, w obliczu którego polska reprezentacja znalazła się w "łatwej grupie". Część odkładała już pieniądze i rezerwowała bilety na Mundial. Cały plan poszedł jednak w "łeb", a zamiast podziwiania uroków RPA pozostaje rzeczywistość w polskim wydaniu. Smutnym wydaniu. Może to i dobrze, bo jeśli mamy jechać na Mistrzostwa Świata jedynie w celach wyłącznie turystycznych, jak to miało miejsce na dwóch poprzednich imprezach tego cyklu, to lepiej zostańmy w domach. Piłkarzom polecamy zestaw aparatów i słuchawek, plecaczek i wyjazd do Republiki Południowej Afryki oficjalnie jako turyści, a nieoficjalnie jako piłkarze. Unikniemy tym samym porównań z Korei, kiedy zamiast piłkarzy po murawie biegali turyści, penetrujący nieznane sobie tereny. Może porównanie to jest zbyt mocne, ale jak to w życiu czasem warto nazwać rzeczy po imieniu. "Możemy iść". Oglądając puste i pokryte śniegiem trybuny śląskiego kolosa w meczu ze Słowacją, można odnieść wrażenie, iż kibice wcześniej już postanowili pójść do domu i stamtąd przyglądać się poczynaniom piłkarzy, reprezentujących naród polski. Fani dali tym samym znak, jak powinni zachować się działacze Polskiego Związku Piłki Nożnej, którzy uparcie i wbrew woli opinii społecznej trwają w przekonaniu o swojej wielkości i głupocie kibiców. Tych reprezentacja miała, ma i mieć będzie zawsze. A konflikt wymierzony jest w aparat kumplowskich układów panujących w centrali PZPN. Osobiście jest mi szkoda, że postaci znaczące kiedyś wiele w polskim futbolu, jak Lato i Piechniczek dziś swoim zachowaniem tracą, a raczej już dawno stracili resztki zaufania i chyba też szacunku. Panowie z centrali kibic, jest jaki jest, ale z pewnością nie jest głupią masą. Konflikt ten powinien Wam uzmysłowić, iż słowo "solidarność" nie jest im obce. Wszak historia Polski obrazuje, że co jak co, ale jedność wśród narodu istnieje. Tak, tak kibice to naród, są przecież odzwierciedleniem zwykłego Kowalskiego. To samo tyczy się ogólnopolskiego protestu, którego świadkami byliśmy w dwóch kolejkach ligowych, poprzedzających "występy" Polski w ramach El. MŚ. "Jesteśmy wolni". Wolni ze złudzeń i stresów związanych z występem s-kadry na afrykańskim turnieju. Nic tak bowiem nie działa na ludzki organizm, jak spokój duszy, pozbawionej niepotrzebnego balastu. Zapewne spora część kibiców nie zgodziłaby się z tym stwierdzeniem, czym bowiem są emocje, gdy tak naprawdę ich nie ma? W futbolu emocje w pozytywnym, jak i negatywnym tego słowa znaczeniu są nieodzownym elementem piłkarskiej układanki. My brutalnie z nich zostaliśmy pozbawieni, a pozostało "emocjonowanie się" piękną grą Hiszpanów, nie gorszą Brazylijczyków. Oglądając mecze Mundialu bez polskiego udziału, nie tylko podziwiać będziemy gwiazdy futbolu, ale też dostrzeżemy, ile brakuje nam w tej chwili do czołówki. Rankingi to czyste statystyki, a liczby nie zawsze prawdę ci powiedzą, ale miejsce polskiej piłki w obecnej chwili, nie jest dziełem przypadku. A jesteśmy…daleko w tyle. Szkoda, bo nie tak dawno przecież wydawałoby się, iż polska reprezentacja jest ponad cały ten "syfek". Dziś okazuje się, iż ją również to dotyczy. Czas więc zastanowić się dłużej nad przyczyną obecnego stanu rzeczy. Wnioski trzeba wyciągać jak najszybciej, a dla dobra polskiego futbolu zwalczać wszelkie złe objawy, niszczące tą dyscyplinę. I nie mówię tu o korupcji, ale o braku fachowości w strukturach, które powinny być wzorem i świecić przykładem. "Jesteśmy wolni bo nie ma już, nic nie ma już nic, nic, nic!..."
i niech już się rozpocznie twoja gra. nie ma dobra ani zła. co potem nie dbam. niech staną się tu jednym ciała dwa. zaczyna szybciej krążyć krew. napływa czerwień w senny kwiat. niech już płomienie nas ogarną. RAZEM: Stąd odwrotu nie ma już.
Parafrazując tytuł znanej piosenki dochodzi do końca trylogii "365 dni". Oj, biedna Laura, łatwo nie świat w magicznej krainie, w której liczą się nowe szpilki, piękne ciuchy i bogactwo, dobiega końca? No, nie do końca... Okazuje się, że jej książę z bajki nie jest takim księciem. Ba, okazuje się brutalem, zboczonym oczywiście, który ma swój cel. Jego sen o tajemniczej nieznajomej okazał się płytki. Przynajmniej przyjaciółka głównej bohaterki odnalazła swoją miłość, ale czy zdaje sobie sprawę z czym wiążę się przyszłość jej dziecka?Naiwne są te dziewczyny, żeby nie powiedzieć głupie. Sprzedać siebie w zamian za kosmetyki, czy luksusowe życie. Bohaterki Lipińskiej nie mają w sobie ani trochę godności. Seks, seks, seks i dla odmiany seks. Tylko oczywiście Laura nie chce być już związana z szefem mafii, choć ma szczęście i zostaje uratowana przez innego przystojnego porywacza, w którym musi się zakochać. Syndrom sztokholmski? Tak, ale dodatkowo okraszony uwodzeniem. Seks jest, oczywiście, ale jednak wolniejszy, słodki, różowy... Jakby dla podkreślenia dwóch, różnych Laura zostaje poniżona przez Massima. Wiadomo, musi być teraz zły, aby przekonać nas, że bohaterka wybiera dobrze i czytelniczka ma ja wspierać. Wątpię, żeby tę książkę czytali jacyś faceci. To książka napisana przez kobietę dla kobiet. Ale nawet Harlequiny nie są tak brutalne. Mam wrażenie jakbym czytała scenariusz filmu nie krytykuję tej książki, bo nie lubię romansów. Owszem, lubię, warto oderwać się od rzeczywistości i pomarzyć, ale tutaj pomysł został ściągnięty z literatury erotycznej Greja, potem dodano wątek mafii, bo przecież to się sprzeda. Zastanawiałam się, dlaczego tak wiele osób zachwyciło się tą książką i jestem smutna. Mam wrażenie, że miłość teraz przestaje istnieć. Zamiast tego liczy się seks, seks i jeszcze raz seks. Stąd też zapotrzebowanie na takie książki. Ale czy naprawdę tego chcemy? Czy nie marzymy o swoim Księciu z Bajki? Po co się sprzedawać?
Nie wiedziałem, co ze mną będzie Gdy rok ten minie Wakacje znów przynosząc mi. _____Czy te oczy moga kłamac Czy ten zeszyt może kłamać? Chyba nie W szkole będę jutro z rana I te pe Z forsą koniec, na dwór szlaban Tu jest błąd Czy ten zeszyt może kłamać? Ależ skąd _____ Znamy się tylko z widzenia, A jedno o drugim nic nie wie.
After. Bez siebie nie przetrwamyAnna ToddCykl: After (tom 4) Wydawnictwo: Między SłowamiData premiery: 24 sierpniaLiczba stron: 576Ocena: 5/5 Uważa się, że miłość i nienawiść to dwa żywioły natury ludzkiej. Tessa i Hardin przeszli przez wiele prób, które umocniły ich związek. Ale sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy Hardin odkrywa mroczne tajemnice swojej rodziny, efektem czego wściekły i rozgoryczony dopuszcza się haniebnego występku. Tym razem Tessa nie zamierza kolejny raz puścić wszystkiego w niepamięć. Pomimo że kocha Hardina, postanawia definitywnie się z nim rozstać. Czy to już koniec wielkiej miłości? A może gdzieś tam jeszcze tli się iskierka nadziei na wspólną przyszłość? ''After. Bez siebie nie przetrwamy'' Anny Todd to czwarty i zarazem ostatni już tom serii. Poprzednie części wspominam nader entuzjastycznie, a jak było tym razem? Naprawdę dobrze, chociaż przyznać muszę, że czuję maleńki niedosyt, ale o tym później. Tymczasem wracając do fabuły, drogi Hardina i Tessy ponownie się rozchodzą. On nie może dojść do siebie po ujawnieniu szokującej, rodzinnej tajemnicy. Ona popada w otępienie w wyniku pewnych traumatycznych przeżyć. Czy uda im się przetrwać kryzys i wyjść z niego zwycięsko? Autorka w sposób przejmujący pokazuje, że.... ''gdy się kogoś kocha: walczy się o niego i goni się go, kiedy się wie, że nas potrzebuje. Pomaga się mu toczyć walkę z samym sobą i nigdy się go nie zostawia, nawet jeśli sam już spisał się na straty.'' Tak jest właśnie w przypadku Tessy i Hardina. Mimo ciągłych komplikacji starają się lepiej rozumieć siebie samych i wydarzenia, które wywołują u nich negatywne zachowanie. Próbują wypracować wspólny kompromis, żeby osiągnąć wewnętrzną równowagę. Widać jak ewoluują, uczą się podejmować świadome decyzje i dojrzewają emocjonalnie do zobowiązań. Ich stopniowa metamorfoza bardzo przypadła mi do gustu. Wreszcie zaczęli zachowywać się normalnie, bez ciągłych pretensji i agresywnych czynów. Moim zdaniem to piękne zwieńczenie serii, aczkolwiek zabrakło mi spektakularnych niespodzianek/przygód/dramatów. Tym razem mamy znacznie bardziej spokojną i stonowaną historię. Rozczarowały mnie także ostatnie rozdziały, które przeskakują o kilka lat do przodu, w dodatku są opisane dość powierzchownie, tak jakby naprędce. Nie zmienia to jednak faktu, że książka wyzwala wiele emocji. Wspólnie z bohaterami przeżywałam trudne sytuacje, w której się znaleźli, czułam ich ból, złość, strach, niepewność oraz radość i nadzieję na lepsze jurto. Niezwykłe doznania. Styl autorki nie uległ zmianie – nadal pisze wciągająco, prostym, obrazowym językiem. Tempo akcji nieco zwalnia, acz uczucie monotonii z pewnością nam nie grozi. Bohaterowie są żywiołowi, wyraziści, charakterni. Nie brak też kilku pikantnych scen. A zakończenie jest genialnym zwieńczeniem fabuły, jak wisienka na torcie. W ostatecznym rozrachunku jestem zadowolona i usatysfakcjonowana. Pozycja obowiązkowa dla osób znających poprzednie trzy tomy. Natomiast pozostałym czytelnikom gorąco polecam całą serię ''After''. To piękna, szalenie emocjonująca historia o bezwarunkowej miłości, przebaczaniu, odkrywaniu rodzinnych tajemnic i nieustanej walce z własnymi słabościami. Stanowi najlepszy dowód na to, że jeśli dwoje ludzi mocno się kocha, to przetrwają wszystko, co stanie im na drodze. Serdecznie zapraszam. *** Fan page ''After'' na Facebooku: klik Polska wersja fanfiction ''After'': klik
09:45 W studio: Maciej Konieczny. POSŁUCHAJ. 03.11.2023 07:40 Poranek Radia TOK FM Jacek Żakowski. Sztuczna Inteligencja. Prof. Aleksander Mądry: "Świat nam ucieka". 14:05 W studio: prof. Aleksander Mądry. POSŁUCHAJ. 03.11.2023 07:20 Poranek Radia TOK FM Jacek Żakowski.
Karta utworu Kupujesz utwór w wersji z linią melodyczną, bez zmiany tonacji (w takiej wersji jak prezentowana w DEMO). Kliknij w przycisk dodaj do koszyka. Możliwość zakupu utworu bez linii melodycznej, oraz w zmienionej tonacji. Pojawi się w następnym kroku. TO JUŻ JEST KONIEC - Elektryczne Gitary(podkład muzyczny)To już jest koniec, nie ma już nicJesteśmy wolni, bo nie ma już nic…To już jest koniec, możemy iśćJesteśmy wolni, bo nie ma już nic… Utwór pasuje do Wyszukiwanie Płatności U nas możesz w szybki i bezpieczny sposób zapłacić przez Internet korzystając z płatności online. Bądź przebojowy Chcesz być na bieżąco informowany o nowościach naszego serwisu? Dzięki nam śpiewaj najpopularniejsze przeboje! Zapisz się! Wasze przeboje Napisz, których utworów brakuje na naszej stronie.
Tekst piosenki Ludzie już nie zniszczą nic - Junior Stress, tłumaczenie oraz teledysk. Poznaj słowa utworu Ludzie już nie zniszczą nic - Junior Stress. Znajdź teledyski, teksty i tłumaczenia innych piosenek - Junior Stress.
Polskiej piosenki już nie ma – słowa brzmiące niemalże jak dożywotni wyrok dla rodzimej twórczości, na mocy którego zarządza się masową produkcję super hitów na kształt tych z Zachodu (dzikiego). Zgodnie z tym niepisanym wyrokiem następuje zestandaryzowanie, sformalizowanie, powtarzalność i powierzchniowość muzyki, która czci trywialne, sentymentalne, natychmiastowe i fałszywe przyjemności kosztem poważnych, intelektualnych, sprawdzonych w czasie i autentycznych wartości.[1] Czymże jest więc dziś (nie)polska piosenka? Jest tworem naśladowczym pretendującym do uzyskania miana „hitu”, „przeboju” czy „szlagieru”, o czym decydują głównie popularność uzyskana przez wielokrotną emisję utworu w środkach masowego przekazu i zadawalające wyniki sprzedaży. Natomiast muzycznym wyznacznikiem takiej piosenki staje się melodia, która łatwo „wpada” w ucho i tak samo szybko z niego wypada. Jednakże sam utwór to za mało by zdobyć uznanie mas, potrzebny jest jeszcze ktoś – ktoś kto dobrze będzie się prezentować i pozwoli wytwórni przejąć pełną kontrolę nad swoją karierą tak by produkt w pełni się przyjął, czyli dobrze się sprzedał. W końcu śpiew to tylko formalność bo śpiewać każdy może lepiej lub… gorzej. Skupmy się jednak wyłącznie na naśladownictwu muzycznych zachowań zza oceanu przez rodzimych „artystów” chcących nieustannie im dorównać. Jakie są efekty tych starań i na czym one polegają? Podobieństwa daleko doszukiwać się nie trzeba, wystarczy spojrzeć choćby na pseudonimy artystyczne jakimi tytułują się polskie gwiazdy lub nazwy zespołów przykładem są Honey, Candy Girl, Margaret, Feel, Virgin czy Blue Café. Wszystkie z wymienionych nazw składają się z maksymalnie trzech sylab, a ich znaczenie może być skrajnie różne. Na samych pseudonimach zapożyczenia językowe się nie kończą. Zarówno wydawnictwa płytowe jak i piosenki pisane w języku polskim noszą angielskie tytuły, które mają podnieść rangę zarówno artysty jak i materiału muzycznego, gdyż obce znaczy lepsze. Aczkolwiek często też ma to swoje uzasadnienie w muzycznym podboju świata bo tylko tak zakonserwowany produkt (nie) otwiera drzwi do wymarzonej kariery. Najlepszym przykładem na tego typu przejaw zamerykanizowania jest piosenka Bad Girls Dody. Prócz wyżej wymienionych elementów, w tekście pojawiają się wtrącenia w formie anglicyzmów będących zarazem kontynuacją myśli w danym wersie: (Wooo ooo oooh) Bad girls są głodne i złe (Wooo ooo oooh) Bad Girls, Bad Girls Bad girls to skończy się źle (Wooo ooo oooh) Bad Girls, Bad Girls Innym tego typu przykładem jest Lalalove Honoraty HONEY Skarbek (o którym szerzej mowa w: Piosneka musi posiadać tekst jak rzecze Nosowska w Teksański. Tekst owszem, lecz sens niekoniecznie. Tematyka utworów oscyluje wyłącznie wokół miłosnej. Popularnymi hasłami propagowanymi przez pop „muzyków” są: uwierz w siebie, miłość aż po grób oraz horacjańskie carpe diem stanowiące manifest młodości. Sztukę pisania tekstów z niezwykle głębokim przesłaniem do perfekcji opanował lider zespołu Feel – Piotr Kupicha. (Haa… Haa… Haa… Haa… Haa... Haa…) Rano kawa budzi mnie Woda zmywa piękny sen Dzień dopiero rodzi się Razem z nim prawdziwy sen Utwór grupy Feel Rano kawa budzi mnie to piosenka oczywiście o miłości – napisana w stylu iście poetyckim, z którego słynie Kupicha. Pierwsza zwrotka stanowi opis sytuacji w jakiej znajduje się podmiot – trzy początkowe wersy sugerują poranek. Słowem kluczowym dla zrozumienia tej zwrotki staje się „sen”, który użyty jest w dwóch przeciwnych sobie znaczeniach. Sen w sensie dosłownym – piękny, lecz nieprawdziwy i prawdziwy sen, czyli życie. Topos snu jest jednym z najbardziej popularnych i wykorzystywany w podobnym ujęciu co powyżej. Nutki romantyczności również nie brakuje. Składający się tylko z dwóch wersów fragment jest ogniwem spajającym cały utwór, przybiera on formę refrenu pojawiając się po każdej zwrotce. Charakterystyczne dla tego odcinka jest brzmienie, które można określić jako hałaśliwie monumentalne w stosunku do lirycznych zwrotek. Jeśli choć raz spojrzysz mi w oczy I przytulisz do nich się. Warto zwrócić uwagę na niedorzeczne metafory jakie stosuje ów maniak grafii w swej uczuciowej twórczości. Najbardziej zagadkową z nich wszystkich jest W pustej szklance pomarańcze, to dobytek mój, której zrozumienie nie przyśniłoby się nawet filozofom. Inspiracje muzyczne Piotra Kupichy biorą się z „amerykańskiego grania lat 90.: Audioslave, Linki Park, Alter Bridże, Pearl Jam, Nickeblack, 3 Doors Down”.[2] Z wszystkich wymienionych zespołów słychać, iż największy wpływ na Feel miał Nickeblack. Frontman zespołu podobnie jak Kupicha sam pisze teksty, które tematyką nie odbiegają za daleko od Feelu. Przykładowy tekst zespołu, który najlepiej pokazuje sens całej pseudo-rockowej twórczości Nickeblack to: [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] Musimy trzymać się razem! [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] Nie ma poddawania się! [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] Reka w rękę, na zawsze [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] Wtedy wszyscy wygramy [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] Wtedy, wtedy, wtedy wszyscy wygramy... Wtedy, wtedy, wtedy wszyscy wygramy...[3] Feel wzorując się na zespole z pewnością przejął wszystkie zatrważające wykrzyknienia „hey, yeah” itp. stosując je jednak nieco rzadziej. Kupicha znacznie rozwinął język wypowiedzi artystycznej od Nickeblack, wzbogacając go o liczne przenośnie, których sens jest wcale nie większy niż hey i yeah. Z czego się składa więc zwyczajowy tekst piosenki o znamionach międzynarodowych? Odpowiedzią na to pytanie jest poniższy diagram. Tekst jest ważny, jednak najważniejsza jest sama kompozycja. Jakimi więc walorami muzycznymi powinna się odznaczać? Za szablonowy przykład niech posłuży Tak blisko Rafała Brzozowskiego, które stało się „eskowym” hitem lata 2012. Budowa formalna piosenki nie wymaga zbyt rozwlekłych dywagacji, jest to prosta, nieskomplikowana forma ABAB, przy czym A jest zwrotką, a B refrenem. Utwór rozpoczyna się krótkim zrytmizowanym motywem instrumentalnym powtórzonym czterokrotnie, który pojawia się wyłącznie w odcinku oznaczonym literą A. Skomplikowanej struktury harmonicznej na próżno tu szukać. Tonacją zasadniczą jest D-dur w metrum 4/4 bez żadnych zmian w continuum muzycznym utworu. Podstawę harmoniczną w zwrotkach tworzą trzy akordy D, A i G, natomiast refren oparty jest na czterech chwytach D, Fis, h i G nieustannie powtarzanych. Niewielkie skoki interwałowe w odcinkach A nie stanowią wielkiego wyzwania dla laików… nawet dla samego wokalisty nie powinno być to problemem. Schody (i to dosłownie) rozpoczynają się w refrenie. Opadający motyw na słowach „tak blisko” metaforycznie przypominający trzy stopniowe (f²-d²) schody okazuje się (nie) do pokonania, w związku z czym „śpiew” Brzozowskiego przeradza się w subtelny krzyk, który swoje apogeum osiąga na bolesnym melizmacie „ja”. Szczyt swoich umiejętności wokalnych wokalista zaprezentował podczas 50. Krajowego Festiwali Piosenki Polskiej w Opolu: Podobnie zbudowana jest większość piosenek tego typu. Od tej normy nie odbiega taki hit jak A gdy jest już ciemno zespołu Feel, gdzie zwrotka jest zbudowana z jednego, powtarzającego się motywu. Nieco bardziej urozmaicona jest zwrotka Juli w Nie zatrzymasz mnie, składająca się z dwóch nieskomplikowanych motywów. Tak jak różnego typu wypracowania, piosenka powinna posiadać wstęp, rozwinięcie i zakończenie. W zapomnienie odeszły czasy kiedy snuta opowieść muzyczna rozwijała się stopniowo, a zarazem płynnie pozwalając czekać na refren słuchaczowi nawet 2 minuty jak u Edyty Geppert (Jaka róża taki cierń). Opowiadana historia muzyczna ustąpiła współcześnie miejsce banalnemu miłosnemu monologowi składającego się wyłącznie ze skondensowanych treści i uczuć. Muzyka popowa to nie tylko dźwięk, lecz także obraz. Można dostrzec kilka uniwersalnych pomysłów na wideoklip w zależności od charakteru utworu (liryczny lub taneczny). Polską królową nastrojowych teledysków jest Paulla, której twórczość składa się przeważnie z samych melancholijnych (nudnych) ballad. Najbardziej reprezentacyjnym teledyskiem dla tego typu utworów jest Tak mało o życiu. Na pierwszym planie zawsze jest wokalistka na tle luksusowej rezydencji, której przesadnie emocjonalna mimika odwzorowuje dramatyzm sytuacji przedstawionej w tekście piosenki. Na szczególną uwagę zasługują wargi piosenkarki i podniesione brwi, bez których rozpacz ta nie byłaby tak podniosła. Drugi plan przeznaczony jest dla przystojnego mężczyzny, o którym śpiewa Paulla niemalże ze łzami w oczach. Niewinność obrazu jest przełamywana scenami bieliźnianymi utrzymanymi w wysmakowanej pastelowej stylistyce. Paullę często porównuje się do zagranicznej piosenkarki Rihanny ze względu na jej wizerunek sceniczny. Zestawienie teledysku Paulli z Rihanny przypomina grę w „znajdź co najmniej 5 podobieństw”. Przykładem roztańczonych teledysków są z pewnością te należące do Candy Girl, której ulubionym atrybutem jest kula dyskotekowa podpowiadająca pochodzenie słodkiej dziewczyny. Pierwszy kadr teledysku jest niemalże kopią pierwszego obrazu Just Dance amerykańskiej pop wokalistki Lady Gagi. Osoba przynosząca radio stawia je na ziemi i uruchamia, po czym zaczyna wybrzmiewać muzyka. Podobieństwo w tym przypadku nie do końca wynika z odwzorowywaniu tych samych szczegółów, lecz z naśladownictwa idei, pomysłu na realizację wideoklipu. Parodia Lady Gagi nie kończy się tylko na nagrywaniu takiej samej muzyki i kręceniu zbliżonych do siebie teledysków, lecz również obejmuje ona kopiowanie bez żadnych skrupułów strojów piosenkarki. Pozbycie się własnej osobowości to jedna z najlepszych metod by osiągnąć komercyjny sukces, stąd nie dziwi „nieodporny rozum” Eweliny Lisowskiej ulegającej pokusie tymczasowej sławy. Pozostali nie chcący podporządkować się tej zasadzie jak uczestniczka programu Mam talent – Paulina Lenda pozostają wierni sobie, jednakże w zapomnieniu. Włodzimierz Korcz zapytany podczas 50. Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu o to jak się pisze dziś utwory przybierające status hitu odparł następująco „Ja nie wiem jak się teraz pisze, sądzę, że teraz się produkuje, a kiedyś się komponowało. To jest podstawowa różnica. Produkcja utworów to nic innego jak utylizacja zachodnich pop przebojów z uwzględnieniem tego, iż powstający produkt zawsze jest gorszy od pierwowzoru – wszystko w imię pieniędzy i licznych newsów na pudelku. [1] Dominic Strinati, Wprowadzenie do kultury popularnej, tłum. Wojciech Burszta, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1998, roz. Debata nad kulturą masową [2] [3] [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] We must stand together [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] There's no giving in [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] Hand in hand forever [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] That's when we all win [Hey, yeah, yeah, hey, yeah...] That's, that's, that's when we all win That's, that's, that's when we all win Opublikowano: 2013-11-22
aEcVD. bmjkwz87wn.pages.dev/59bmjkwz87wn.pages.dev/152bmjkwz87wn.pages.dev/11bmjkwz87wn.pages.dev/140bmjkwz87wn.pages.dev/113bmjkwz87wn.pages.dev/299bmjkwz87wn.pages.dev/308bmjkwz87wn.pages.dev/243bmjkwz87wn.pages.dev/349
piosenka to juz jest koniec nie ma juz nic tekst